Tylne bez zmian, zesztywniałe, ale daje radę na nich się przemieścić. Ostatnia wizyta u fizjo wisi w zawieszeniu, zastanawiam się czy jej nie zamienić na wizyte domową - nie wiem ile sobie będą chcieli za to policzyć - mam nadzieję, że nie będą zdzierać z biednej świni? Zimno się zrobiło i nie widzi mi się tłuc z nim taki kawał - zwłaszcza, że ledwo dycha. U nowego weta póki co majątek zostawiamy, ale mam nadzieję, że powie coś bardziej konstruktywnego niż w Zwierzyńcu. Przynajmniej słyszy, ze mu tam szmera a nie jak na Bulwarze, że osłuchowo prawie ciągle ok, ok i ok a świnia w domu charczy na całego

W krwi wyszły wysokie leukocyty 56 tyś., ale to będziemy jutro omawiać. Mam nadzieję, ze mu się coś poprawi z tym oddechem, bo chciałbym dokończyć mu tę rehabilitację.
Dzisiaj w nocy mnie o 3 obudził charczeniem, zakropliłam dicrotineffem i się wyciszył.
Z lepszych wieści - przednie łapy - zero strupów, zaleczone
U Dyzia w sumie bez zmian, staram się go mniej dokarmiać, bo widzę, że jak nie przyjdę na czas to sam coś tam zaczyna wcinać, łyka swoje tabletki i nie odstępuje na krok Stefka
