Nowotwór żołądka

Moderator: Dzima

ODPOWIEDZ
Monique

Nowotwór żołądka

Post autor: Monique »

Cześć.
Niestety u mojej świnki zdiagnozowano nowotwór żołądka. Czy ktoś już z czymś takim się spotkał?
Monique

Re: Nowotwór żołądka

Post autor: Monique »

Postanowiłam, że odpiszę cała historia choroby wyglądała. Świnka o imieniu Młody miała 3,5 roku, gdy nowotwór stał się wyczuwalny. Pół roku temu świnka schudła +/- 200g. Okazało się, że miała problemy z jedzeniem ze względu na krzywy zgryz. Natomiast jakoś dawała radę + od czasu do czasu dokarmianie, żeby mógł w końcu przytyć. Miesiąc temu Młody sam już nie jadł. W takim razie ręczne karmienie. Jadł chętnie ze strzykawki, więc chociaż tyle dobrego. Pojechałam z nim do weterynarza. Jak co miesiąc odbyła się korekta zębów. Dodatkowo zrobiłam badanie krwi, bo świnka mniej więcej od momentu przekrzywienia zgryzu miała miękkie bobki. Krew wyszła super, więc myślałam, że te "biegunki" spowodowane są źle rozdrobnionym pokarmem itd. Młody należał do świnek, które piły ogromną ilość wody, więc gdy miesiąc temu przestał jeść i pić byłam bardzo przejęta. Czekałam, aż po korekcie zębów załapie i znowu zacznie jeść. Niestety tak się nie stało. W takim razie pojechaliśmy na kolejną korektę (2 tygodnie temu). Brzuszek został zbadany, serduszko i płuca osłuchane. Był czyściutki. Po tygodniu poprosiłam o lek przeciwbólowy, żeby przekonać się, czy coś go boli. Nie pomogło. Lek na apetyt pomógł, ale jednak na jedzenie ze strzykawki. Papki i wszystko co miałby sam wziąć do pyska odpadało, tylko strzykawka była akceptowana. Jadł na prawdę dużo. To była moja jedyna radość. Kupki wróciły do normy, chociaż były maleńkie jak u 3 miesięcznej świnki. Waga co chwile ulegała wahaniom. Tydzień temu apetyt spadł. Wyciągając go z klatki poczułam coś twardego w brzuszku. Po lewej stronie dobrze wyczuwalny był twardy guz, którego nie można było zgnieść i nawet nie chciałam, bo nie miałam pojęcia co to. Wystraszyłam się, że go przekarmiłam. Dotykanie po brzuchu nie sprawiało mu bólu. Zachowywał się normalnie. Poczekałam jeden dzień, bo chciałam sprawdzić, czy to przejdzie. Jednak przy karmieniu zauważyłam, że stawało się większe po jedzeniu. Wiedziałam, że nie ma na co czekać, wiec pojechaliśmy znowu do weterynarza. Po kolejnym oglądaniu ząbków okazało się, że jeden z trzonowców się rusza, więc miałam nadzieje, że on był powodem braku apetytu. Jednak weterynarza bardziej zmartwił "guz" w brzuchu. Od razu robione było USG i niestety nie było jednoznaczne co to. W środku znajdował się płyn 3,5 x 2cm. Jedyne co mogłam zrobić, to zgodzić się na laparotomie i przekonać co to jest. Jako, że Młody wyglądał dobrze i miał energię to prosiłam lekarza, żeby wybudził świnkę nawet jeżeli jest to coś czego nie da się usunąć. Najbardziej bałam się narkozy. Zabieg został przeprowadzony w czwartek. Weterynarz po zabiegu do mnie zadzwonił i przekazał niewesołą wiadomość. Okazało się, że to nowotwór żołądka. Ściany żołądka zamiast być cieniutkie jak papier były nienaturalnie pogrubione i twarde. Reszta narządów była niezmieniona. Na szczęście jak prosiłam mój kochany wybudził i czuł się dobrze po zabiegu. Zabrałam go do domu mając nadzieje, że jakoś przedłużę mu jeszcze życie. Karmiłam go mniejszymi ilościami, bo wiedziałam, że żołądek nie jest elastyczny żeby się rozciągnąć. Po zabiegu świnka czuła się nawet dobrze. Maszerował po klatce, oglądał jedzenie, ale tylko wąchał. Liczyłam na to, że po usunięciu zęba, który się ruszał zacznie sam jeść. Niestety dwa dni później jego stan się pogorszył. Zauważyłam u niego po karmieniu w klatce odruch wymiotny. Byłam już blada i przerażona, ponieważ przeczytałam, że ludzie którzy mają nowotwór żołądka umierają z głodu, bo nie są w stanie przyjąć pokarmów i wszystko zwracają. Miałam nadzieje, że to jednorazowe zdarzenie. Niestety się pomyliłam. W nocy, gdy próbowałam go karmić to przy samym delikatnym wsunięciu strzykawki do pyszczka już miał za każdym razem miał odruch wymiotny. Zrozumiałam wtedy, że nie chcę patrzeć jak umiera z głodu, czy bólu. Jego brzuszek stał się jeszcze większy jakby bardzo wzdęty i bałam się go karmić na siłę. Położyłam się z nim do łózka, bo już wiedziałam, że tylko eutanazja mu może "pomóc"... Gdy leżał na mnie parę godzin to czułam, że co chwilę napina się z bólu (musiał już lek przeciwbólowy przestać działać). Nawet na chwilę nie zasnął tylko czuwał. Później w klatce też siedział w kącie i nawet się nie położył. Rano w sobotę próbowałam go jeszcze raz nakarmić jednak sytuacja wyglądała tak samo. Z ciężkim sercem zawiozłam, go do weterynarza, żeby odszedł u mnie w ramionach bezboleśnie. Nigdy się nie dowiem co mogło być bodźcem, który aktywował nowotwór. Najbardziej boli to, że nie da się naszym maleństwom pomóc. Nie polecam nikomu. Nie byłam przygotowana na jego śmierć. Wszystko bardzo szybko się rozwinęło. W ciągu 2 tygodni ściana żołądka znacznie przerosła. Może komuś ten post się kiedyś przyda (chociaż nie życzę tego waszym świnkom). Ja tylko mam nadzieję, że zrobiłam dla niego wszystko co było w mojej mocy...
Wątek in memoriam: http://www.forum.swinkimorskie.eu/viewt ... =71&t=3961
Awatar użytkownika
Renika
Posty: 219
Rejestracja: 20 lip 2013, 20:51
Miejscowość: okolice Krakowa
Lokalizacja: okolice Krakowa
Kontakt:

Re: Nowotwór żołądka

Post autor: Renika »

Biedaczek, dla świniaczka :swieca:
Awatar użytkownika
joanna ch
Posty: 5254
Rejestracja: 24 cze 2014, 16:55
Miejscowość: Warszawa Saska Kępa
Kontakt:

Re: Nowotwór żołądka

Post autor: joanna ch »

Straszna historia, dzięki że się podzieliłaś, może komuś pomoże.

:candle:
Awatar użytkownika
sosnowa
Posty: 15286
Rejestracja: 19 paź 2013, 11:11
Miejscowość: Warszawa
Lokalizacja: Warszawa Saska Kępa
Kontakt:

Re: Nowotwór żołądka

Post autor: sosnowa »

Bardzo współczuję, trzymaj się
azb
Posty: 170
Rejestracja: 05 sie 2013, 21:22
Miejscowość: Warszawa-Ursynów
Kontakt:

Re: Nowotwór żołądka

Post autor: azb »

pierwsze objawy nowotworu żolądka jakie pojawiły sie u mojej Elwiry to było wygryzanie sobie sierści na nogach i brzuchu- nikt nie wiedział co jej jest ,nawet leczyli ja lekami uspokajającymi że niby to ze stresu,a ja bolalo. .Potem pojawił się chrapliwy oddech i krztuszenie sie jakby odruch wymiotny a na samym końcu jakieś 2 tygodnie przed odejściem dopiero urósł w brzuchu wielki guz wyczuwalny palpacyjnie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nowotwory, guzy, ropnie, kaszaki”