Trochę nas tu nie było, dlatego przejdźmy do konkretów...
Kminiu w lipiec wkroczył z nowym przyjacielem!!! Jeszcze raz chciałabym podziękować za niesamowicie miłe przyjęcie i ogółem pomoc <3 Chociaż zastał mnie armagedon tego dnia to powrót był już czystą przyjemnością bez większych niespodzianek.
Przyjechałam z takim małym brzdącem, trochę zestresowany podróżą i rozłąką, mieścił się dosłownie w dłoni. Mama wzruszona na widok jego słodkości, a Kminek? Pierwszy raz od miesiąca okazał taką radość, jakiej jeszcze u niego nie widziałam chyba. Zaczął skakać, gadać, cieszyć się, dopiero dotarło do nas jak bardzo ucichł w żałobie.
Łączenie? Intensywne, więc po godzinie Kminiu stwierdził, że jest wykończony tym bieganiem i położyli się w dwóch różnych kątach spać. Wyglądało to strasznie jak Kminek właził na nowego kolegę, wyobraźcie sobie różnicę w ich wielkościach. Co mnie niesamowicie rozbawiło to reakcja młodego na bujność sierści Kminia, myślałam że się popłaczę ze śmiechu jak zobaczyłam to zaskoczenie.
Noc spokojna, nad ranem głupawka pełną parą, a na drugi dzień jedzenie z jednych misek, spanie razem jakby znali się od zawsze.
Maluch zwał się tymczasowo Pekan, ale moja mama kręciła nosem i uważała, że to jest Stuart jak Stuart Malutki, tyle że to imię się w ogóle nie przyjęło. Aż wchodzi mi do pokoju parę dni temu i mówi, że ma pomysł na idealne imię (po ponad miesiącu, rozumiecie??) - CHARLIE. Jestem zakochana, także przedstawiam go jako Charlie, ale gdybym z przyzwyczajenia napisała Pekan to wiecie o kogo chodzi
Charlie ma pisk tak głośny, że sąsiedzi to go ze wszystkich stron słyszą. Wymusza ciągle tym jedzenie, a apetyt ma naprawdę niemały. Dobrani są idealnie, dwie gaduły, obaj latają wszędzie jak wyścigówki, Kminek nagle zaczął robić ładniejsze bobki i mieć ochotę na sianko, gada naprawdę jak nakręcony.
Ostatnio był mały incydent, Kminek oberwał w nos. Taka mała kropka, nosek wycałowany, już zagojony, ale młody ma naprawdę mocne ugryzienie, ogólnie gryzie co popadnie i jak widać czasami się próbuje stawiać. Najbardziej lubi podgryzać moje buty i palce...
Widzimy, że wyrośnie z niego coś pokroju Wally'ego. Ma dopiero ok. 3 miesiące, a jest taką przylepą, że sobie nie wyobrażacie. Jak słyszy głos mojej mamy to jest dosłownie jak zahipnotyzowany. Daje się głaskać, mama uczy go jeszcze co to drapanie pod bródką, ale on uważa to za świetną okazję do podgryzania palców i zabawy.
Nauczył się już nawet wychodzić za próg, chodzić po przedpokoju, ale co lepsze wie gdzie jest drugi pokój i czasami rano muszę go tam puszczać, bo tak piszczy po śniadaniu. Idzie normalnie do mamy jej tam biegać, gadać, skakać, a jaki był zadowolony, że odkrył nowy teren ja myślę co tak hałasuje dziwnie, a on tam ledwo na zakręcie wyrabia tak biegnie szybko
Śledzę każdy jego ruch, więc nie ma aż tak wolnej ręki (łapy?), ale i tak radocha nie z tej ziemi.
Także takie wieści radosne u nas
Uśmiać się przy tym brzdącu można niesamowicie. A sierść ma super gładką, jednak nie jest ,,szorstkowłosy". Już widzę, że to nowe oczko w głowie będzie.
Swoją drogą, odkąd jest u nas Kminek wydawało mi się, że mama niezbyt za nim przepada. Wiecie co mi dopiero powiedziała jak wymyślałyśmy imię dla młodego? Że się do niego bardzo przywiązała tylko TO IMIĘ JEJ NIE PASUJE... Bo Kminek jej się kojarzy z chudą świnką, a on jest kawał chłopa, no myślałam że padnę. Nie można było tak od razu?
Próbował sam włazić, a to małe takie to trzeba było pomóc, bo nie dawał z tym spokoju. Skacze tak wysoko, że to już jest nic dla niego...
Tu już widać, że podrósł trochę i przy okazji zwiedzanie nowego terenu