CAVIARNIA

Witajcie. Po długiej przerwie wracam. Widzę, że bywacie jeszcze to opowiem jak pożegnałam moje stado. W międzyczasie dostałam mamą i cieszę się ,że moja córka mogła poznać chociaż dwie świnki. Pierwszy w domu był Filip dla niego szukałam samca , jednak doszło do pomyłki i była samica. Jak wiecie szybko doszło do ciąży ale wszystko do rzęs się skończyło i wszystkie bączki zostały z nami. Urodziny się same dziewczynki więc tylko Fifciu poszedł do kastracji. Odeszła pietwsza Kofi - mama. Miała guza jelita. Potem. Jagódka, Bianka - porażenie prawej strony, błędnik, leczona i było już dobrze jednak coś się nałożyło i odeszła, Klementysia - krwawienie z pyszczka już nie było szans Peppa - pododermatitis, leczone długo, opatrunki, miód, leki już była poprawa fajna już myślałam , że będzie dobrze to rano zauważyłam ,że za szybko oddycha - nie zdarzylam dojechać do weterynarza choć mam blisko chyba stres w aucie przyspieszył zgon. Choć były ze mną od 2014 roku a odeszły w 2018 Kofi reszta ,2020/2021 to przykro mi że może czegoś nie zauważyłam, że może za mało uwagi im poświęciłam. Chyba do końca życia będzie mnie to prześladować. Czasem są takie choroby, które uderzają jak grom mimo leczenia, mimo poprawy coś się nałoży u staruszków i zostaje tylko smutek. To i tak te wyrzuty sumienia sa. Dbałam o nie jak najlepiej umiałam, brałam pożyczki kiedy nałożyło się kilka chorób nigdy nie oszczędzałam ani na lekarzu ani na warunkach w jakich żyją ale i tak mi przykro, że niektóre choroby dostarczyły im bólu tak jak ten guz jelita. Chodziliśmy co niecałe pół roku na kontrolę. Mimo to, nie wszystko da się przewidzieć. W międzyczasie pożegnałam też Tine moja suczkę i psa mojego męża. Może jeszcze będę miała kiedyś dwa lysolki. Teraz mieszkam z mężem to wiecie nie będzie łatwo. Trzymajcie się dziękuję, że byliście z nami tyle lat pozagladam co u Was. Zdrówka !

Oj współczuję, wiem, jak to jest, gdy stado się sypie.
Trzymam, by kiedyś znowu zawitały do Was prosiaki.